Najbardziej utalentowani bracia bliźniacy w polskiej piłce - Michał
i Mateusz Mak stanowią dziś o sile beniaminka z Bełchatowa. Młodzi
piłkarze pochodzą z Suchej Beskidzkiej i jak na prawdziwych górali
przystało mają bardzo twarde charaktery. Na ich miejscu wielu młodych
ludzi dawno porzuciłoby marzenia o profesjonalnej karierze, ale nie oni.
Bracia zaczynali kopać piłkę w drużynie Babia Góra Sucha Beskidzka, ale potem przez pięć lat trenowali w Wiśle Kraków
– Dojeżdżaliśmy z Suchej 60 kilometrów w jedną
stronę – wspomina Michał. – Kierowcy autobusów już nas rozpoznawali,
dwóch karakanów stojących na przystanku z plecakami i z menażkami, w
których mieliśmy obiad od rodziców, bo jechaliśmy prosto ze szkoły.
W Wiśle w końcu im podziękowano, gdyż uznano, że są
zbyt wątli do seniorskiej piłki. Załamani bracia trafili do Szkółki
Stadionu Śląskiego.
– Na Stadionie, na górze, była restauracja. Nie
mieliśmy wykupionych śniadań, nie było za co, ale pomyśleliśmy, że jak
codziennie jeden z nas będzie udawał gościa hotelu, to może nikt się nie
zorientuje. Czasem udało się wziąć jajecznicę, bułki czy parówki i
znieść do pozostałych. W końcu kelnerzy nas rozszyfrowali, ale nie
robili problemu. Patrzyli, czy nie ma szefowej i dawali znak, że możemy
wejść na salę – mówi Mateusz.
Prawdziwą szansę dostali dopiero w Ruchu Radzionków, skąd trafili do Bełchatowa. W GKS-ie też nie zawsze było im łatwo.
– Najtrudniej było po spadku Bełchatowa i śmierci
mamy. Wzięliśmy się jednak w garść, wiemy, że musimy grać dla niej, bo
nas obserwuje z góry. Każdą bramkę dedykujemy jej, to nasza
najwierniejsza fanka. Od kiedy zaczęliśmy grać wspierała nas nawet
bardziej niż tata – mówi Mateusz.
– Kolega naszego przyjaciela jest malarzem. Daliśmy
mu zdjęcie mamy, namalował jej piękny portret. Wisi w sypialni, mama
jest zawsze z nami – dodaje Michał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz